wtorek, 31 lipca 2012

1 rozdział


MIA

Matko święta po co ja zabierałam tyle walizek, jakbym nie mogła zmieścić się w tej jednej nieszczęsnej dużej walizce. Nie no, normalka. Nie mogłam posłuchać nikogo i zabrałam te dwie nieszczęsne wielkie walizki, których teraz nikt a nikt nie chce pomóc mi nieść. Moja siostra zresztą lepsza nie była, wlokła się za mną ze swoimi bagażami. Oczywiście byłyśmy na samym tyle, rodzice z braćmi szli sobie przodem bez problemu dając sobie radę z swoimi torbami. Wyszliśmy w końcu z wielkiego budynku i przed nami stał już wielki samochód ojca. Nie jechał z nami na wakacje bo miał pracę. Szkoda mi trochę było, bo lubiłam wakacje z nim. Ale teraz to nie ważne bo one właśnie dzisiaj się kończą. Jutro to nieszczęsne rozpoczęcie roku szkolnego. Czeka mnie druga klasa w jakże moim uroczym liceum. Zapakowaliśmy wszystko do bagażnika, oczywiści wszystko się nie zmieściło więc część jechała z nami na siedzeniach dla pasażera. Wyjęłam słuchawki i włożyłam je do uszu, byłam zmęczona tą całą podróżą i nie miałam już na nic ochoty. Puściłam kawałek Flo ridy „whistle” i opierając głowę o szybę podziwiałam widoki bardzo dobrze znanego mi miasta. W końcu mieszkałam tu od małego. Przymknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza. Obudził mnie głośny krzyk i nagły ciężar na moich kolanach.
- Mia wstawaj! - Krzyczał mój młodszy braciszek.
- Kevin cicho... Już wstaję. - Mruknęłam i poprawiając moje blond włosy, wyjęłam słuchawki które schowałam do torebki razem z telefonem. Wygramoliłam się z samochodu i odebrałam od ojca moje walizki. Od razu skierowałam się z nimi do domu. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu, nic a nic się nie zmieniło. Widać było ze tata przesiadywał całe dnie w pracy albo w swoim pokoju, który również służył mu za miejsce pracy. Zdjęłam swoje białe tomsy i weszłam w głąb domu. Walizki od razu powlokłam do łazienki, ponieważ i tak większość nadawała się do prania. Na razie zostawiłam je tam, a sama skierowałam się do swojego pokoju. W nim również nic się nie zmieniło. Po prawej stronie widniało nie duże łózko ozdobione lampkami choinkowymi, zawsze mi się to podobało. Nad nim na ścianie był duży napis „Carpe diem” i pod tym zdjęcia przyjaciół i rodziny. Ściany były granatowe a na jednej widniała fototapeta z flagą Anglii, meble były białe. Pamiętam jak jeszcze niedawno urządzałam ten pokój. Trochę to trwało ale przynajmniej jestem pewna że mi się on podoba. Podeszłam do łóżka i dosłownie się na nie rzuciłam. Po chwili dostałam jednak sms. Poszukałam telefonu w torbie którą ciągle miałam przewieszoną przez ramię i odczytałam wiadomość. Była ona od Braysona. Był to mój przyjaciel prawie od małego wiedział o mnie praktycznie wszystko.
„Słyszałem ze już wróciłaś, spotkamy się?”
Odpisałam mu szybko że się zgadzam po czym poszłam do łazienki i szybko przejrzałam rzeczy w walizce. Gdy stwierdziłam ze jednak nic z niej nie nadaję się do ubrania poszłam do pokoju. Tam znalazłam czarne krótkie spodenki do których wybrałam swobodnie opadającą beżową bluzkę na ramiączkach. Włosy związałam w koczka na czubku głowy, było tak ciepło ze wolałam je związać niż zostawiać rozpuszczone. Zeszłam na dół tam moja cała rodzinka siedziała w salonie i odpoczywała po podróży. Oczywiście oprócz Kevina to dziecko miało w sobie tyle energii że to było aż przerażające. Powiadomiłam ich ze wychodzę po czym ubrałam moje tomsy i wyszłam z domu. Naprzeciwko mnie stał wielki samochód od przeprowadzek. Pierwsza moją myślą było czy to ktoś przystojny i w moim wieku. To chyba myśl każdej normalnej samotnej nastolatki... dobra mniejsza. Ogarnęłam się i ruszyłam w stronę parku w którym umówiłam się z Braysonem. Gdy doszłam na miejsce on już tam był. Gdy mnie zobaczył od razu znalazł się przy mnie.
- Mia! - wyszczerzył się jak głupi do sera po czym się do siebie przytuliliśmy.
- Tęskniłam!- odezwałam się gdy już się od siebie odsunęliśmy.
- Ja też. - Pokiwał głową. - Opowiadaj jak było. - Rozkazał i pociągnął mnie w stronę najbliższej ławki. Usiedliśmy sobie na niej. Odgarnęłam niesforne kosmyki włosów za ucho i zaczęłam mu wszystko opowiadać.
- A więc była mega pogoda, myślałam ze się tam roztopię. - Zaczęłam się zachwycać. - Nawet nie wiesz ilu tam było przystojnych chłopaków! A tak to ogólnie dużo zwiedzaliśmy, jak do mnie wpadniesz pokaże ci zdjęcia. Poza tym Kevin złamał nogę, ale to ci pisałam. Mała ciota ma za dużo energii i skakała po jakiś murkach. Ogólnie było fajnie, chciałabym tam wrócić.
- no to fajnie. Ja siedziałem w domu, jeździłem na plaże i się nudziłem. - Powiedział krzywiąc się.
- A jak z Melanie? - Zapytałam dość ciekawa. Zobaczyłam tylko jak jego usta z delikatnego skrzywienia, zmieniają się w uśmiech.
- Dobrze. - Odparł i na mnie spojrzał.
- Jesteście razem?
- Jeszcze nie... Ale nad tym pracuje.
- No to powodzenia. - Posłałam mu uśmiech aby dodać mu otuchy. Rozmawialiśmy tak jeszcze trochę po czym w końcu wstaliśmy z ławki i poszliśmy do milk shake city. Posiedzieliśmy tam trochę i każde udało się do domu.

NIALL

Jakie przeprowadzki potrafią być męczące. Już od rana staram się ogarnąć mój pokój w domu w którym mieszkam z chłopakami. Jak na razie jest dobrze, nikt nie wie ze tutaj mieszkamy i jeszcze nikt nas nie rozpoznał więc mamy tymczasowo spokój. Wiadomo że z czasem prasa lub media znajdą adres słynnego zespołu „One direction.” Nigdy bym nie pomyślał że bycie znanym może tak męczyć. Uwielbiam moich fanów i każdy jest na swój sposób inny i wyjątkowy, ale czasami to męczące. Z przemyśleń wyrwał mnie Louis wrzeszczący coś z kuchni.
- Niall! Znowu wyczyściłeś lodówkę, wczoraj ją zapełnialiśmy! - Krzyczał jak opętany.
- Byłem głodny! - Obroniłem się od razu. To nie moja wina że lubię jeść.
- Za karę na zakupy marsz! - Rozkazał.
- Ja tam nie wiem czy to dobry pomysł. - Wtrącił się Liam. - Jeszcze zje to wszystko po drodze.
- No to idź z nim. - Powiedział szatyn i wrócił do kuchni.
- Pójdę sam. - Mruknąłem. Stwierdziłem ze przy okazji obczaję trochę okolice.
- Dobra po dłuższym zastanowieniu stwierdzam iż mogę iść z tobą. - Powiedział Louis wychodząc z kuchni z sztucznym gołębiem na ramieniu. Cały Lou, najstarszy a jednak najgłupszy. Pokręciłem głową. W końcu do sklepu poszedłem ja, Liam i Louis. Szliśmy tak ulicą słuchając tego jak szatyn wyznaje Kevinowi, bo tak nazywa się jego zacny gołąb, miłość. Rozglądałem się wkoło patrząc na wszystkie domy po kolei. Wszystkie były strasznie podobne, różniły je takie szczegóły jak ogródki przed domem, czy kwiaty na werandach. Nie powiem, od początku spodobała mi się ta okolica. Było tutaj przyjemnie i co najważniejsze cicho. Żadnych rozwrzeszczanych fanek czy paparazzi. Po chwili doszliśmy do nie dużego sklepu. Stwierdziłem ze zaczekam na zewnątrz i rozejrzę się jeszcze trochę po okolicy. Zawsze byłem ciekawy co i jak. Lubiłem wiedzieć dokładnie gdzie się znajduje. Chłopacy poszli do sklepu a ja zacząłem iść dalej w stronę oddalająca mnie od sklepu. Szlem patrząc na swoje buty. Po chwili poczułem przeszywający ból głowy od razu spojrzałem przed siebie i zobaczyłem wrzeszczącą na mnie blondynkę. Dobra Niall, jest ładna masz szanse. Tylko tyle przeszło przez moja głowę, po chwili jednak zaczęłam się śmiać widząc jej minę. Kurde, czy ja zawsze muszę się śmiać w najmniej odpowiedniej chwili?
- Z czego się śmiejesz idioto?! - Krzyknęła na mnie ponownie robiąc tą swoją śmieszną jak dla mnie minę. Więc odpowiedziałem jej tylko kolejnym napadem śmiechu. Uniosła brew przyglądając się mi uważnie. Błagam tylko nie to, nie słuchaj one direction, albo chodziarz nie piszcz! Zacząłem prosić ją w myślach.
- Przepraszam... - wydusiłem w końcu uspokajając się trochę. Ona nadal przyglądała mi się uważnie. - Wszystko okej?
- Tak jest okej. - Odpowiedziała. - Uważaj jak chodzisz. - Powiedziała marszcząc groźnie brwi.
- Dobra, dobra, tylko spokojnie. - Zaśmiałem się i ułożyłem ręce tak jakbym chciał ją zatrzymać przed czymś. Po chwili usłyszałem Louisa i Liama którzy podeszli do mnie i do blond nieznajomej.
- Kto to? - spytał Li.
- Jestem Mia. - Przedstawiła się sama a jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Co za laska, nawet uśmiechnąć się nie potrafi.
- Liam, a ten z gołębiem to Louis. A z nim chyba się najwyraźniej znasz. - Wskazał na mnie. Ja jednak pokręciłem głową.
- Jestem Niall i serio jeszcze raz przepraszam cię, że w ciebie wpadłem. - Powiedziałem patrząc na nią. - chciałabyś może w ramach rekompensaty wyjść na ciasto lub coś?
- No nie wiem... - Zauważyłem jak kąciki jej ust delikatnie się uniosły. To chyba dobry znak, uśmiechnęła się.
- No nie daj się prosić. - Starałem się ją namówić. Ona już chciała mi odpowiedzieć kiedy przeniosła wzrok na Louisa z gołębiem. Biegał z nim jak jakiś popierdolony i wymachiwał krzycząc coś w stylu „ On lata!” Blondynka zrobiła dziwną minę, a może raczej bardziej przerażoną? Nie wiem, nie da się tego określić jej twarz zmieniała się co jakieś parę sekund. - To jak będzie? - Ponowiłem swoje pytanie, przypominając jej ze ja też tutaj jestem. Nialla Jemsa Horana nie da się tak łatwo olać, no przepraszam bardzo...
- Nie wiem... - Odpowiedziała zerkając na mnie.
- No ej... - Spojrzałem na nią.
- Nie mam czasu jutro zaczyna się szkoła. - Odpowiedziała. Na samo słowo szkoła się skrzywiłem. Też tam będę zmuszony wrócić, dlatego tez się przeprowadziliśmy, wszyscy chłopacy oprócz Louisa mieli dokończyć naukę.
- Na pewno znajdziesz chwilę.
- Raczej nie. A teraz sorki muszę iść. - Wyminęła mnie i odważnie odeszła przed siebie. Odprowadziłem ją wzrokiem.
- Oj Niallerku dostałeś kosza. - Usłyszałem głos Louisa i poczułem jego rękę na moim ramieniu.
- Zamknij się. - Mruknąłem niezadowolony. Wziąłem od Liama parę siatek i zaczęliśmy iść w stronę domu.
- Będą inne. - Odezwał się Li doganiając mnie. Nie odpowiedziałem. Nie miałem ochoty nic mówić. Zawsze gdy czułem się odrzucony to potem zazwyczaj miałem zły humor i to ukazywałem nie chciałem wyżywać się na przyjaciołach bo oni niczym nie zawinili. W końcu moje myśli przeniosły się tylko do jednej prawdopodobnie farbowanej blondynki, byłem jej ciekawy, chciałem ją poznać. Miała w sobie coś takiego że ciekawiła mnie i co najważniejsze nie szalała na mój widok jak większość dziewczyn które spotkam na ulicy.
Po chwili doszliśmy już do naszego domu. Wypakowałem zakupy z siatek przegryzając w tym czasie jakiegoś batona. Potem rozpakowałem trochę swoich rzeczy. Robiłem to jak zwykle byle jak, gdyby Zayn to zobaczył to by chyba oszalał, u niego ubrania zawsze były porządnie poskładane i poukładane w szafie u mnie wyglądało to całkiem inaczej. Rzeczy były pozwijane byle jak i wrzucone do szafy tak aby po prostu dało się ogarnąć czy to bluzka czy spodnie. Po tym postanowiłem się odświeżyć więc poszedłem do łazienki. Rozebrałem się i rzuciłem wszystkie rzeczy na kosz na brudy po czym, wszedłem pod prysznic. Pokręciłem kurek i po chwili gorąca woda zaczęła spływać po moim ciele odprężając każdą komórkę mojego ciała. Gdy czułem się już w stu procentach odprężony wyszedłem wytarłem się i założyłem swoje ulubione bokserki w lizaki i cukierki. Spałem tylko w bokserkach bo w końcu ciepło jest.

***

Hej hej hej. Oto pierwszy rozdział mam nadzieje że wam się spodoba. Z góry przepraszam za wszelkie błędy. Proszę was, piszcie co myślicie w komentarzach. :)

Marta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz